Jasne, że w Szczecinku, a dokładniej dnia 15 stycznia roku 1980 około 15:30 w szpitalu miejskim.
Dodano gdzieś w 2002 roku
I co tam porabiałem
Na początku oczywiście przedszkole, a raczej przedszkola, było ich trochę, ale nie pamiętam ile, bo byłem wtedy bardzo mały. Później podstawówki, tych to odwiedziłem trzy. Następnie "wspaniała" szkołą średnia, dokładniej ZSM (Zespół Szkół Mechanicznych). Po czterech latach zdobyłem jeszcze "wspanialszy" tytuł robotnika wykwalifikowanego. I na tym koniec.
Dodano gdzieś w 2002 roku
Wreszcie wolność
Pierwszy rok studiów, co to było. Prawie co tydzień imprezki, bilardy i rozmowy do białego
rana. Polecam kultowe Kontrasty, znany i lubiany Brecaut, a do
posiedzenia przy piwku Propagandę, Karczmę, Piano.
Dodano mniej więcej w 2002 roku
Ale studiować też trzeba
Był czas na imprezki i skończył się czas imprezek. Już pod koniec drugiego roku
trochę przystopowaliśmy. Nie wspomnę już o trzecim roku, klapa.
Jest oki, ale to nie to samo co na początku. Więcej o moim
studiowaniu znajdziesz w dziale studia (również różne pomoce, sprawozdania itp.).
Dodano gdzieś w 2002 roku
Co dalej... to jest pytanie
Być może (przez duże B) w czasie studiów uda się znaleźć jakąś fajną
pracę. Jak nie to trzeba będzie szukać, szukać i jeszcze raz szukać. Może
jakiś mały własny interesik. Jak na razie to rozglądam się za jakimś
mieszkankiem w Szczecinie. Ale rozglądam się tak już od ponad trzech lat i
nic.
Dodano coś koło 2002 roku
No ale w końcu coś znalazłem, było to praktycznie rok temu, ale dopiero
teraz zebrało mi się żeby coc na ten temat nabazgrolić. A więc jest to
takie sobie mieszkanko w nowym budownictwie (blokach), czteropokojowe na
Niebuszewie, a dokładniej na osiedlu Bolinko. Podobno to Niebuszewo to
bandycka dzielnica, ale jak na razie jakoś tego nie odczułem. Sąsiedzi są
spoko, większość to dziadki emeryty i rencisty, jedynie sąsiadka zaraz
obok jest chyba jakaś świrnięta, bo wydziera się przez okno na byle co,
czasami to mi się zdaje że robi to tylko dla zasady. Sklepy bliziutko,
w kapciach można wyskoczyć po piwo do Netto, Berti czy na Manhattan.
Z Manhattanu darmowy autobus na dworzec i z powrotem. Tramywaje i aftobusy
żadne tu nie jeżdżą, więc jest dosyć cicho. Ogólnie może być i już. Jak na razie to tyle, później
pewnie coś jeszcze dopiszę.
Dodano dokładnie 2003.09.02
I już po studiach
Czas szybko leciał na studiach. W trakcje była mała przerwa - roczna dziekanka - spowodowana nagłą
kumulacją braków zaliczeń, a ta z kolei była spowodowana przez takich dwóch ludków mianujących się
tytułami naukowymi. Ale mniejsza z tym, jak to mówił mi mój dobry kolega z roku Piotrek: "Pamiętaj Jacu,
nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło." I tak też się stało.
Trafiłem na dosyć przyjazny następny rocznik, poznało się trochę ludzi, pewnie będą kolejne dobre znajomości.
Na nowym roku musiałem odbyć jeszcze raz praktyki programowe - i tu po raz kolejny sprawdziło się cytowane przed chwilą powiedzenie Piotrka, ale o tym dalej. Studia ukończyłem, magisterkę obroniłem i aż sam byłem zaskoczony jej wynikiem.
Pisałem nawet na temat, który sam sobie obrałem, a sama obrona była nadzwyczaj przyjemna. Pamiętajcie, że to wszystko zależy tylko od ludzi, na jakich się trafi, reszta to tylko dodatek. I tak jest w całym życiu - myślę, że mogę się
już tak wymądrzać :-) . Szkoda mi tylko starych znajomości. Każdy musiał jakoś ułożyć sobie życie, każdy miał jakieś
tam swoje plany i w ten sposób pourywały się nam nasze stałe kontakty.
Dodano w maju 2005 roku
A co ja miałem w planach
Tuż po studiach nie liczyłem na cuda. Co poniektórzy myślą, że jak skończą studia to zaraz dostaną robotę i będą niewiadomo jakimi kierownikami czy szefami. Rzeczywistość jest bardziej brutalna. Na szczęście jakoś poszło
- to wszystko, co wydarzyło się do tej pory przez ostatnie 15 lat spowodowało, że nieświadomie przygotowywałem się
na tą brutalną rzeczywistość. Zajęcie było, mieszkać gdzie było, żyć za co też było. Nie były to super luksusy,
wymagający nie jestem, a pomarzyć zawsze sobie można. I muszę tu zaznaczyć, że moi rodzice odegrali w tym niebagatelną
rolę. To dzięki ich wychowaniu jestem jaki jestem i żyję tak jak żyję. Czasami było dobrze, czasami źle, ale zawsze
jakoś było. Dziękuję Wam.
Dodano jakoś tak w 2006 roku
I co z tego wyszło
A powracając do mnie, to z przymusu i nawyku zaczynałem zastanawiać się, co by tu zrobić
żeby się nie narobić a trochę zarobić. Troszkę się zainwestowało w inwestycje, które już od dawna ciągnę
(zainwestowało i inwestycje - jak fajnie to brzmi), znajomi pewnie się domyślają o czym mówię, i chciałem
coś dalej działać na tym swoim kawałku ziemi, ale niestety nasze polskie realia są czasami nie do przebrnięcia.
No chyba, że da się komuś w łapę. Tak więc musiałem przystopować i czekać na zmiany. A w tym czasie odezwała
się do mnie firma, w której kiedyś musiałem odbywać praktyki programowe podczas studiów. Zaoferowali dosyć
atrakcyjne warunki, więc żeby się nie cofać i coś robić ofertę przyjąłem. Zresztą praktyki w tej firmie dobrze
wspominam, spoko ludzie, a jak już pisałem to na jakich ludzi się trafi wiele znaczy. Po pewnym czasie zmienił
mi się zakres obowiązków firmowych, jak grom z jasnego nieba dostałem autko, telefon, laptopa i robota rozkręciła
się na dobre. Na początku było ciężko, ale z czasem wszystko się jakoś wyklarowało i jest już lepiej.
Niestety moje własne obowiązki oraz obowiązki w pracy spowodowały, że kontakty z bliskimi znajomymi się jeszcze
bardziej pourywały. U Was pewnie jest podobnie, mamy co robić, czas nieubłaganie leci, pojawiają się nowi
członkowie rodziny, myślimy o tym jak zapewnić sobie byt. Na szczęcie od czasu do czasu ktoś się odezwie, napisze co u niego, czasami nawet uda się spotkać. Nie zapomnijcie się odezwać od czasu do czasu, właśnie dzięki takim oznakom życia z Waszej strony, nachodzi mnie chęć aby coś tu napisać.
Dodano gdzieś 2006 roku
Była robota i nie ma roboty
Tak, więc stało się to, co zawsze może się stać. Cały czas świadom tego, że jestem malutkim trybikiem w wielkiej maszynie służącej do zarabiania pieniędzy na większe tryby, ze spokojem przyjąłem decyzję trybików będących nade mną i skończyłem moją pierwszą pracę. Mimo wszystko dobrze wspominam ten okres, ludzie z którymi najbliżej współpracowałem okazali się być osobami które warto wspominać i chętnie dalej pracowałbym w tym gronie. Ale są pewne szanse, że jeszcze kiedyś znowu będziemy razem napędzać tą maszynę pełną przeróżniastych trybów. Po utracie pracy na szczęście nie wpadłem od razu w dołek. Moje podejście do życia i twarda zasada, że zawsze trzeba być przygotowanym na najgorsze, pomogły mi w przetrwaniu tego okresu. Miałem teraz więcej czasu, aby zająć się swoimi starymi obowiązkami i spróbować pchnąć do przodu inwestycję (już o nich pokrętnie wspominałem) których kilka lat temu nie było szansy ruszyć. Jeżeli nasz rząd (aż mnie wykręca, gdy piszę ten wyraz) w końcu ruszy swoją tłustą dupę a te pasożyty, politycy już tyle się nachapią z naszych podatków, że będą srać pieniędzmi to może w końcu zwykli szarzy obywatele będą mogli odetchnąć i żyć godnie. Przepraszam za to, co napisałem, ale gdy się ciągle słyszy o tym, co się dzieje w naszym kraju, to po prostu mam ochotę zrobić politykom takie rzeczy, za które idzie się na resztę życia za kratki. I lepiej żebym więcej nie pisał na ten temat.
Teraz coś dla odmiany o mnie. Niestety i tu nie jest za dobrze. Zaczyna doskwierać samotność, chciałoby się do kogoś wracać, z kimś porozmawiać, do kogoś przytulić się, dla kogoś żyć. Jak na razie jestem typowym singlem i nie mam ochoty dalej tak ciągnąć. W dodatku na głowie najbliższa rodzina, która chyba nie za bardzo rozumie, że chce żyć po swojemu. Ale może w końcu coś się zmieni i będę bardziej zadowolony z życia. Tak więc jak na razie jestem w dołku, a raczej w sporej dolinie. Mówią, że trzeba być na dnie, aby wznieść się na wyżyny i jest w tym trochę prawdy. Na horyzoncie już widzę kolejny szczyt nieśmiało wyłaniający się z obłoków marzeń, zaczynam zbierać "sprzęt alpinistyczny" i ruszam na zdobycie góry, którą nazwałem Szczęście.
Na teraz to by było chyba wszystko. Jak znowu zbierze mi się aby się tu wywewnętrzniać, to coś napiszę. PS: widzę, że zaczynam się rozpisywać i robić z tego działu coś na rodzaj blogu.
Dodano dokładnie 2007.07.15
Zmieniam się i spaceruję
Ponieważ minęło trochę czasu i zdarzyło się małe co nie co, to krótko o tym co u mnie. Zdobyłem już kilka małych szczytów, a podczas ich zdobywania zmieniłem się i dalej się zmieniam. Te najwyższe pozostały jeszcze do zdobycia. Ale już wiem, że wystarczy sobie postanowić, że wystarczy chcieć a uda się. Jest dobrze, nie rewelacyjnie, ale powoli, po trochu, małymi kroczkami do przodu. I tym prawie optymistycznym akcentem na teraz kończę.
Dodano 2008.10.18
Co robić z mostami
Czasami musimy powrócić do bolesnych wspomnień. Długo się przed tym broniłem. Pewne podróże kończą się ranami... ranami które pozostawią po sobie blizny na zawsze. Blizny które przypomną, że nie każda Kraina jest tak wyjątkowa jak się nam wydawało. Kraina do której most porzuciłem pełen rozczarowania, Kraina z którą się pożegnałem. Most którego już nie będę pielęgnował, który sam niszczeje i nie trzeba go za sobą palić i obracać w popiół. Lecz jego ruiny pozostaną i będą przypominać... jak blizna wewnątrz. Kto przeżył ten wie. Życie doświadcza. Wciąż jestem młody, wciąż się uczę, nadal jestem głupcem. I głupcem pewnie umrę. Na szczęście są Miejsca, do których chcemy powracać. I to nawet te, które kiedyś odwiedziliśmy prawie nieświadomie, jeszcze nie myśląc o podróżowaniu. Miejsce, które zaskoczyło mnie i przywitało jak feria zapachów i kolorów kwitnącęgo, wiosennego owocowego sadu. Intensywnie, pięknie, zaskakującą, miło, przytulnie. Cóż z tego, że tak krótko. Ważne, że Miejsce to warte jest powrotów i dbania o most do Niej wiodący.
A moje życie toczy się dalej. Na kolejne podróże straciłem ochotę. Jedyna szansa w nieodkrytym jeszcze Ogrodzie który oczaruje mnie swoimi kwiatami i odwzajemni moją nim fascynację.
Tym razem wywewnętrznianie się, wyszło tak trochę koślawo poetycko - bo taki poeta samouk ze mnie :-).
Dodano 2011.12.19 a powinno być o wiele wcześniej
Los moim panem, ja panem losu
Była praca nie ma pracy. Zaraz, zaraz czy ja już tego gdzieś nie słyszałem ? Aha, zgadza się, parę lat temu. Na szczęście zostałem zwolniony. Tak, na szczęście. Koniec ze ślepym pędem za kasą, koniec z dyktaturą "pracuj, żryj, sraj, pracuj, żryj, sraj...", nareszcie koniec. Nie mogłem się zdecydować, więc litościwy los zrobił to za mnie i wyrwał mnie z tej brudnej maszynerii komercji i konsumpcji. Ten sam los sprawił, że stałem się jego panem, panem własnego losu. A towarzysząca mi od zawsze permanentna zapobiegawczość, zamieniła się teraz w mięciutką poduszką, na której wylądowałem. I tak sobie siedzę na tej poduszce, starzeję się, grzeje tyłek i zastanawiam jak tu pokolorować sobie życie. Jak zmaluję coś wartego uwagi to pewnie cyber przestrzeń po raz kolejny zostanie zaśmiecona moimi "słownymi wnętrznościami".
Zaczyna brakować mi wędrówek po krainach. Wciąż powraca ta Ostatnia. Może los znowu się zlituje i zabłądzę. Bo w końcu wszystko to przypadek.
Dodano 2012.12.08
Pozdrowionka dla Wszystkich i do następnego razu.
Mój adres email:
Na ten adresik możecie maznąć to co wam przyjdzie do głowy,
ale wolę sensowne uwagi co do strony, co chcielibyście abym na miej umieścił
a co nie i tym podobne sprawki. Proszę listą nadawać sensowny temat - inaczej mogą
zostać potraktowane jako spam.
Wolałem nie umieszczać tutaj swojego zdjęcia. Myślę że na
jego widok zareagowalibyście w taki sposób jak ta mysz na widok... czegoś tam. A na Naszej Klasie już nie bywam, na Face zBook'u i innych tym podobnych pierdach mnie nie ma.
A mimo to jestem i żyję - taka ciekawostka :-).